LEKCJA 8: Niedziela w rodzinie

Zachęcam do przeczytania artykułu o niedzieli z portalu oo. Jezuitów poniżej. Zastanów się czym dla ciebie jest niedziela – czy potrafisz ją poświecić dla swojej rodziny, dla Boga? Zastanów się, czy potrafiłbyś tak ułożyć plany na niedzielę, aby poświęcić czas Bogu – np. na Mszę Św., czy zrezygnować z zakupów i porządków.

Dzień Pański

27 listopada 2017 | Stanisław Biel SJ – blog

Dzień Pański

Niedziela ma niewątpliwie swoje korzenie w żydowskim szabacie. Właściwie pierwsi chrześcijanie (głównie pochodzenia żydowskiego) świętowali dwa dni: sobotę (szabat) i niedzielę. Szabat stanowił dzień odpoczynku, natomiast niedziela poświęcona była kultowi, liturgii. W miarę napływu do Kościoła pogan rola szabatu słabła, i z czasem została całkowicie wyparta przez niedzielę, która łączyła kult z wypoczynkiem.

W pierwszych wiekach chrześcijanie gromadzili się, by celebrować liturgię przed wschodem słońca. Świadczy o tym już w II wieku gubernator Bitynii, Pliniusz Młodszy: chrześcijanie zwykli gromadzić się zawsze tego samego dnia przed wschodem słońca i śpiewać razem hymn do Chrystusa, którego czczą jako Boga. Regularne świętowanie całej niedzieli nie było możliwe, gdyż dni świąteczne (greckie i rzymskie) nie pokrywały się z chrześcijańskimi. Dopiero w IV wieku, gdy religia chrześcijańska została uznana przez cesarstwo rzymskie, niedziela stał się typowym cyklicznym dniem liturgii i odpoczynku.

Główną nowością w stosunku do szabatu jest odwołanie się do centralnego wydarzenia chrześcijaństwa, zmartwychwstania Chrystusa. Na początku pierwszych trzech modlitw eucharystycznych kapłan wypowiada słowa: Dlatego stajemy przed Tobą i zjednoczeni z całym Kościołem uroczyście obchodzimy pierwszy dzień tygodnia, w którym Jezus Chrystus zmartwychwstał i zesłał na Apostołów Ducha Świętego. Słowa te oddają istotę świętowania niedzieli.

Jest ona pierwszym dniem. W ten sposób nawiązuje do pierwszego dnia stworzenia. Święty Justyn, męczennik pierwszych wieków, tłumaczy: Nasze zgromadzenia dlatego odbywają się w dniu słońca, ponieważ jest to pierwszy dzień, w którym Bóg z ciemności wyprowadził materię i stworzył świat, a Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, w tym dniu zmartwychwstał. Zmartwychwstanie Chrystusa jest nowym stworzeniem. Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa nazywano Jezusa Wschodzącym Słońcem, Słońcem, które nigdy nie zachodzi. A niedzielę Jego dniem, dniem słońca. W niektórych krajach europejskich nazwa ta pozostała do dziś, na przykład „Sunday” w języku angielskim lub „Sonntag” w niemieckim. W języku rosyjskim nazwa niedzieli „Bocкpeceниe” nawiązuje bezpośrednio do zmartwychwstania.

Niedziela jest Dniem Pańskim. Wszystkie Ewangelie zaświadczają, że właśnie w tym dniu Jezus Chrystus zmartwychwstał. W pierwszy dzień tygodnia (po szabacie), skoro świt objawił się najpierw kobietom galilejskim (Mk 16, 1nn; Łk 24, 1nn) i Marii Magdalenie (J 20, 11nn). Tego samego dnia ukazał się uczniom udającym się do Emaus (Łk 24, 13nn), a wieczorem dziesięciu z Apostołów (J 20, 19nn). Osiem dni później, w kolejną niedzielę, objawił się Jedenastu (J 20, 24nn).

Niedzielne objawienia zmartwychwstałego Pana połączone były z Eucharystią. W taki sposób zakończyła się wspólna wędrówka dwóch uczniów do Emaus. Rozpoznali oni Pana gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im (Łk 24, 30). Tego samego dnia objawił się Apostołom w Wieczerniku, spożywając chleb i rybę, symbole Eucharystii (Łk 24, 36nn). Spotkanie z uczniami w Galilei, nad Jeziorem Genezaret, kończy się również Eucharystią (J 21, 1nn). Uczniom zmęczonym, zmagającym się z ciemnościami nocy i falami morza, zagubionym i sfrustrowanym Jezus przygotowuje posiłek: chleb i rybę. Chleb oznacza życie, ryba jest znakiem nieśmiertelności. Odtąd Eucharystia (jako miniatura Wielkanocy) będzie ściśle powiązana ze zmartwychwstaniem i niedzielą. Każda jej celebracja będzie uprzywilejowanym czasem i sposobem spotkania ze zmartwychwstałym Panem.

Niedziela jest również dniem zesłania Ducha Świętego. W dniu zmartwychwstania Jezus przekazał swoim uczniom Ducha, uzdalniając ich równocześnie do misji odpuszczania grzechów (J 20, 22-23). W pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Duch Święty w postaci ognia zstąpił na Apostołów, zebranych wraz z Maryją w Wieczerniku, dając początek Kościołowi (Dz 2, 1nn). Te dwa komplementarne wydarzenia upamiętnia każda niedziela. Niedziela jest dniem światłości, można więc nazwać ją także dniem „ognia”, nawiązując do Ducha Świętego. Światłość Chrystusa jest bowiem głęboko związana z „ogniem” Ducha, a obydwa te obrazy wskazują na sens chrześcijańskiej niedzieli (Jan Paweł II).

Pierwsi chrześcijanie i Ojcowie Kościoła nazywali niedzielę nie tylko pierwszym, ale również „ósmym dniem”. Stanowi bowiem przedłużenie siódmego (szabatu) i rozpoczyna nowy. Symbolizuje więc początek i koniec czasu, kierunkując na wieczność. W ten sposób jest zapowiedzią wiecznego świętowania z Bogiem w niebie. Święty Bazyli poucza, że jest ona symbolem dnia trwającego bez końca, nie znającego zmierzchu ani świtu, nieprzemijającej epoki, która nigdy się nie zestarzeje; niedziela jest nieustannym zwiastowaniem życia wiecznego, które podtrzymuje nadzieję chrześcijan i dodaje im sił w drodze. Wcześniej święty Łukasz w swojej Ewangelii wszystkie wydarzenia dotyczące zmartwychwstania usytuował w jednym niedzielnym dniu. Chciał przez to podkreślić, że ograniczenia czasu i przestrzeni nie istnieją po zmartwychwstaniu. Wieczność jest jak niedziela, jak jeden świąteczny dzień, który nigdy nie przemija.

fot. Josh Applegate on Usplash

Źródło: https://jezuici.pl/2017/11/dzien-panski/

LEKCJA 6: Czas oczyszczenia

Wysłuchaj kazania ks. Piotra Pawlukiewicza, które w pełni przedstawia naszą lekcję.

Drodzy maturzyści mam prośbę o ostatnią notatkę. Zrób notatkę na co najmniej 60 słów. Zapisz na kartce w zeszycie, podpisz się, zrób zdjęcie i wyślij na adres skalna@tarsycjusz.pl

Lekcja 5: Różaniec modlitwą rodzin

Obecność

Jesteś obecny (zgodnie z nowym rozporządzeniem dyrektora)

Nie każdy z nas został nauczony modlić się wewnętrznie i też nie wszyscy nauczyli się odmawiać pacierz. Z racji na swoją prostotę jest pewną podstawą modlitwy chrześcijańskiej, tak że każdy może się nauczyć ją modlić, a jedyne co nas powstrzymuje to lenistwo! wynikające z pośpiechu i straty czasu na rzeczy niekonieczne do życia.

Zadanie: Notatka z poniższego artykułu – zrób zdjęcie prześlij na adres skalna@tarsycjusz.pl Notatka powinna mieć minimum 60 słów. Owocnej pracy

Kto wymyślił różaniec?

„Będziecie istotnie wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą mocą. Odmawiajcie codziennie różaniec, aby wyjednać pokój dla świata i koniec wojny”. Wydaje się, że to właśnie przesłanie z objawień Matki Bożej w Fatimie z roku 1917 jest znane niemal całej społeczności chrześcijan. Podobnie zresztą i modlitwa, o którą prosi w nim Matka Boża. I chociaż możemy do końca nie wiedzieć, jak należałoby odmawiać różaniec, to na pewno każdy kojarzy go z modlitwą i to typową dla katolików.

Różaniec zaczęto odmawiać w XII wieku jako modlitwę, która np. braciom zakonnym nie umiejącym czytać zastępowała odmawianie psalmów. W XIV wieku pewien kartuz podzielił 150 „Zdrowaś” na 15 dziesiątek, dołączając do każdej z nich Modlitwę Pańską — „Ojcze Nasz”. Od wieku następnego właczono w odmawianie głośnej modlitwy także medytację tajemnic z życia Pana Jezusa. W tymże wieku zaproponowano wiernym podział różańca na trzy części (radosną, chwalebną i bolesną).

Intrygująca jest nazwa tej modlitwy. Istnieje kilka hipotez. Jedna sięga do sanskryckiego „japanama” , co może oznaczać zarówno zbiór modlitw, jak i zbiór róż.

Najbardziej prawdopodobną wydaje się pochodzenie średniowieczne od „Marienminne”. Róża bowiem w dojrzałym średniowieczu była ulubionym symbolem towarzyszącym Matce Bożej. Świadczą o tym liczne rymowane psalteria, wiersze maryjne z jedną lub trzema „quinquagenami” (50 lub 150 strof), ze stale powtarzanym zwrotem: „witaj Różo”. W nawiązaniu do 150 psalmów były nazywane psalteriami.

Używane na przełomie XIII i XIV wieku pojęcie „rosarium” miał sens bardzo szeroki i świecki. Nazywano bowiem w ten sposób ogród różany. Ale bywało, że nazywano tak Matkę Bożą jako jeden wielki ogród róż, czyli wszystkich cnót i łask.

Nazwy tej używano także na określanie pewnego elementu stroju zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Były to ozdoby zakładane na głowie lub szyi, a stanowiły je właśnie kwiaty naturalne i wykonane z metalu czy szlachetnych kruszców. Coraz częściej jednak słowa tego używano na określenie Maryi.

Z modlitwą różańcową związane są liczne przekazy i legendy wypływające z wielkiej pobożności. Jedna z nich mówi o pewnym mnichu, który miał zwyczaj splatać Błogosławionej dziewicy wieniec z róż, by przyozdobić nim statuę Madonny. Pewnego dnia został jednak pouczony w widzeniu, że Maryja jeszcze bardziej byłaby zadowolona z innego wieńca róż (różańca, mianowicie powtarzaną 50 razy modlitwą „Ave Maria”. Te modlitwy stawałyby się w dłoniach Matki Bożej różami, z których splatałaby sobie najpiękniejszy wieniec.

Przechodził różne zmiany

Praktyka powtarzania modlitw sięga odległych czasów. Występuje ona także w religiach niechrześcijańskich. Dla przykładu w Kościele Wschodnim rozwinął się zwyczaj tzw. modlitwy Jezusowej, polegającej na nieustannym powtarzaniu zdania: „panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”. Było to zgodne z zaleceniem św. Pawła: „Nieustannie się módlcie”. Także Ojcowie Pustyni (III-V w.) uważali nieustanną modlitwę za swój główny program. Ogromny wpływ miało także przekonanie prawosławia, gdzie nieustanne wypowiadanie imienia Jezus miało sprowadzić jego obecność.

Na powstanie modlitwy różańcowej miał wpływ zwyczaj odmawiania przez mnichów psałterza. Nie wszyscy jednak potrafili posługiwać się łaciną, stąd zamiennie odmawiano określoną liczbę „Zdrowaś” i „Ojcze nasz”. Pierwsze świadectwa takiej modlitwy sięgają roku 667 i dotyczą bpa Ildefonsa z Toledo.

Przez wiele lat modlitwa była kształtowana do obecnie znanej formy. Ogromne zasługi w propagowaniu jej mieli liczni święci i Papieże. Niekwestionowane zasługi odniósł zakon kaznodziejski dominikanów. Stąd nieprzypadkowo średniowieczne malowidła przedstawiają właśnie św. Dominika otrzymującego z rąk Matki Bożej właśnie sznur do liczenia „Zdrowaś Maryjo”, czyli różaniec.

Po soborze Trydenckim modlitwa różańcowa stała się praktyką wszystkich rodzin chrześcijańskich. Stąd, by stała się bardziej przystępną, zaczęto ją ograniczać do pięciu dziesiątek. Wielu papieży podkreślało ważność w życiu duchowym zarówno dla kapłanów, jak i świeckich tę właśnie niezwykłą modlitwę.

Źródłem różańca jest Pismo święte

Różaniec jest modlitwą ewangeliczną, bowiem w Piśmie Świętym znajdujemy jego korzenie. Główna część „Zdrowaś Maryjo” przytacza przecież pozdrowienie archanioła Gabriela ze Zwiastowania Maryi (Łk 1, 28). Dalsza część modlitwy jest pozdrowieniem i błogosławieństwem Elżbiety dla Maryi (Łk 1, 42).

Modlitwę „Ojcze Nasz” przekazał uczniom sam Pan Jezus (Mt 6,9), a Chwała Ojcu jest rozwinięciem trynitarnej formuły wypowiedzianej przez Jezusa wysyłającego uczniów z misją (Mt 28, 19).

Spośród rozważanych tajemnic jedynie czwarta i piąta chwalebna (Wniebowzięcie i Ukoronowanie Najświętszej Maryi Panny na Królową Nieba i Ziemi) nie są udokumentowane w Piśmie świętym, ale czerpią z niej inspirację.

To biblijne pochodzenie sprawia, że różaniec, chociaż często łączony ściśle z Maryją, to tak naprawdę jest modlitwą do Jezusa. Celem tej modlitwy pozostaje akt wiary w Jezusa Chrystusa, przeżyty z Maryją, która jest matką wspólnoty Kościoła. Można by powiedzieć, że jest to patrzenie na życie Jezusa oczyma Maryi.

Ta prosta modlitwa prowadzi do samego centrum tajemnic wiary chrześcijańskiej. Tym samym staje się najprostszą szkołą kontemplacji, pozwalającej rozważać poszczególne wydarzenia z życia Zbawiciela.

Dla wszystkich czy dla wybranych?

W przeszłości traktowano różaniec jako modlitwę dobrą dla pobożności ludowej, znajdując w niej jedynie odpowiednią ilość wypowiedzianych tekstów modlitewnych. Tymczasem związana z różańcem medytacja sprawia, że modlitwa staje się niełatwa i odmawiają ją chrześcijanie, którzy chcą traktować swoją modlitwę bardzo poważnie.

Jednak poprzez odmawianie różańca, a przez to ciągłą konfrontację z życiem Chrystusa, mamy wielką szansę zmiany swojego życia na lepsze, doskonalsze, na życie Boże.

„Różaniec, albo psałterz Błogosławionej dziewicy Maryi, jest bardzo pobożnym sposobem modlitwy do Boga. Jest to sposób łatwy i możliwy do praktykowania przez każdego. Polega na wysławianiu Błogosławionej dziewicy przez powtarzanie Pozdrowienia Anielskiego (Zdrowaś Maryjo) sto pięćdziesiąt razy — tyle, ile jest psalmów w psałterzu Dawida, przeplatając każdą dziesiątkę Modlitwą Pańską („Ojcze nasz”) i rozważając przy tym odpowiednie tajemnice z życia Pana Jezusa Chrystusa” (Papież Pius V, 1569 roku).

Jan Paweł II, nazywany „Papieżem różańca” zachęca nas w swym nauczaniu: „Jest to modlitwa, którą bardzo ukochałem. Przedziwna modlitwa! Przedziwna w swej prostocie i głębi zarazem. Powtarzamy w niej wielokrotnie te słowa, które Maryja usłyszała z Archanioła i z ust swej krewnej, Elżbiety. Do tych słów dołącza cały Kościół. Można powiedzieć, że różaniec staje się jakby modlitewnym komentarzem do ostatniego rozdziału konstytucji „Lumen Gentium” Soboru Watykańskiego II, mówiącego o przedziwnej obecności Bogarodzicy w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Oto bowiem na kanwie słów Pozdrowienia Anielskiego (Ave Maria) przesuwają się przed oczyma naszej duszy główne momenty życia Jezusa Chrystusa. Układają się one w całokształt tajemnic radosnych, bolesnych i chwalebnych . Jakbyśmy obcowali z panem Jezusem poprzez — można by powiedzieć — serce Jego Matki. Równocześnie zaś w te same dziesiątki różańca serce nasze może wprowadzić wszystkie sprawy, które składają się na życie człowieka, rodziny, narodu, Kościoła, ludzkości. Sprawy osobiste, sprawy naszych bliźnich, zwłaszcza tych, o których najbardziej się troszczymy. W ten sposób ta prosta modlitwa różańcowa pulsuje niejako życiem ludzkim” (29.10.1978 r.)

Źródło: https://opoka.org.pl/biblioteka/M/ML/kto_rozaniec.html

LEKCJA 4: Cierpienie i choroba w rodzinie (27.03.2020)

Sprawdzanie obecności

Zapoznaj się z wypowiedzią papieża Franciszka

O chorobie i cierpieniu w życiu rodziny mówił dziś papież Franciszek podczas audiencji ogólnej: Podkreślił, że doświadczenia te mogą także służyć umacnianiu więzi rodzinnych oraz wspólnoty kościelnej. Słów papieża na placu św. Piotra wysłuchało około 15 tys. wiernych.

 Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!

 Kontynuujemy katechezy o rodzinie. W tej katechezie chciałbym dotknąć aspektu bardzo częstego w życiu naszych rodzin, jakim jest choroba. Jest to doświadczenie naszej kruchości, które przeżywamy głównie w rodzinie, począwszy od dzieciństwa, a następnie zwłaszcza jako osoby starsze, kiedy pojawiają się problemy fizyczne.

 W ramach więzi rodzinnych, choroba ludzi, których kochamy znoszona jest z pewnym większym cierpieniem i bólem. To miłość sprawia, że odczuwamy owo „więcej”. Wiele razy ojcu czy matce trudniej znosić cierpienie syna lub córki, niż własne cierpienie. Można powiedzieć, że rodzina zawsze była „szpitalem” najbliższym człowieka. Także dziś w wielu częściach świata szpital jest przywilejem dla nielicznych, a często bywa daleko. To matka, ojciec, bracia i siostry, babcie zapewniają opiekę i pomagają w wyleczeniu.

 Wiele stron Ewangelii opowiada o spotkaniach Jezusa z chorymi i Jego trudzie, aby ich uzdrowić. Przedstawia się On publicznie jako ten, który walczy z chorobą i który przyszedł na to, aby uzdrowić człowieka od wszelkiego zła, cierpienia na ciele i na duchu. Doprawdy poruszająca jest ewangeliczna scena, ledwie wspomniana w Ewangelii św. Marka: „Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych”(1, 32).

Gdy myślę o wielkich współczesnych miastach, zastanawiam się, gdzie są drzwi, przed które można przynieść chorych, mając nadzieję, że zostaną uzdrowieni! Jezus nigdy nie unikał ich leczenia. Nigdy nie przeszedł obojętnie, nigdy nie odwrócił twarzy w drugą stronę. A gdy ojciec lub matka, albo po prostu osoby zaprzyjaźnione przyprowadzały do Niego chorego, aby go dotknął i uzdrowił nie szukał wybiegów.

Uzdrowienie było ważniejsze niż prawo, nawet tak święte, jak spoczynek szabatu (por. Mk 3,1-6). Uczeni w prawie wyrzucali Jezusowi, że uzdrawiał w szabat, w szabat czynił dobro. Miłość Jezusa wyrażała się w obdarzaniu zdrowiem, czynieniu dobra, a to zawsze jest na pierwszym miejscu.

Jezus posyła swoich uczniów, aby wypełniali Jego dzieło i obdarza ich mocą uzdrawiania czyli bycia blisko chorych i dogłębnego zatroszczenia się o nich ( por. Mt 10,1). Musimy mieć na uwadze to, co powiedział Jezus do swoich uczniów w wydarzeniu niewidomego od urodzenia (J 9,1-5). Uczniowie – a niewidomy był przed nimi! – kłócili się o to, kto zgrzeszył, on czy jego rodzice, co spowodowało, że utracił wzrok. Pan powiedział wyraźnie, ani on, ani jego rodzice; i właśnie dlatego objawiły się w nim dzieła Boże. I go uzdrowił. Oto chwała Boga! To jest zadaniem Kościoła! Pomaganie chorym, a nie zatracenie się w plotkach, zawsze pomaganie, niesienie pocieszenia, podnoszenie na duchu, solidarność z chorymi. To właśnie jest jego zadaniem.

Kościół zachęca nas do nieustannej modlitwy za naszych bliskich dotkniętych złem. Nigdy nie może zabraknąć modlitwy za chorych. Musimy wręcz modlić się więcej, zarówno osobiście, jak i we wspólnocie.

Pomyślmy o ewangelicznym wydarzeniu kobiety kananejskiej (por. Mt 15,21-28). To poganka, która błaga Jezusa, aby uzdrowił jej córkę. Jezus, aby wystawić jej wiarę na próbę, najpierw reaguje ostro: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Ale kobieta nie ustępuje – matka, gdy szuka pomocy dla swojego dziecka, nigdy nie ustępuje! Wszyscy to znamy. Mamy walczą o dzieci. I prosi Jezusa: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów”. Wtedy Jezus rzekł do niej: „O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!” (w. 28).

W obliczu choroby, także w rodzinie pojawiają się trudności, z powodu ludzkiej słabości. Jednak na ogół okres choroby umacnia siłę więzi rodzinnych. Myślę, że bardzo ważne jest wychowywanie dzieci od najmłodszych lat do solidarności w okresie choroby. Wychowanie, które chroni od wrażliwości na ludzką chorobę, czyni serce nieczułym i sprawia, że dzieci są „nieczułe” na cierpienie innych, niezdolne, by poradzić sobie z cierpieniem i żyć doświadczeniem ograniczenia.

Ileż razy widzimy, jak mężczyzna czy kobieta przychodzą do pracy z twarzą zmęczoną, utrudzoną- – Co się stało? – Spałem tylko dwie godziny, bo w domu się zmieniamy, żeby zatroszczyć się o chorego synka czy córkę, wnuczka lub wnuczkę, a w dzień trzeba iść do pracy. Widać w tej postawie heroizm, to heroizm rodzin, ukryty, w czasie, kiedy ktoś jest chory, mama, tata, syn czy córka. Czyni się to serdecznie i mężnie.

Słabość i cierpienie osób nam najbliższych i najświętszych może być dla naszych dzieci i naszych wnuków szkołą życia. Trzeba wychowywać dzieci i wnuków, by zrozumieli tę bliskość w chorobie w rodzinie, a stają się nią, kiedy chwilom choroby towarzyszą modlitwy i serdeczna bliskość i troska członków rodziny. Wspólnota chrześcijańska dobrze wie, że rodzina w próbie choroby nie powinna zostać sama.

Musimy też podziękować Bogu za wspaniałe doświadczenia braterstwa kościelnego, które pomagają rodzinom przejść przez trudny okres bólu i cierpienia. Ta chrześcijańska bliskość, rodziny względem rodziny jest dla parafii prawdziwym skarbem. Jest skarbnicą mądrości, która pomaga rodzinom w trudnych czasach i pozwala nam zrozumieć Królestwo Boże lepiej niż wiele słów! Jest ona pieszczotą Boga. Dziękuję.

Żródło: https://deon.pl/kosciol/serwis-papieski/franciszek-choroba-i-cierpienie-moga-byc-dla-rodziny-szkola-zycia,348711

LEKCJA 3: Życie i misja Świętej Rodziny

Zapoznaj się z artykułem „Święta Rodzina nieprzesłodzona (deon.pl)”.

Pytania pomocnicze: Zobacz co cię zainteresowało. Zastanów się czego oczekiwałbyś po swojej rodzinie (może przyszłej)? Jak często modlimy się o zdrowie, środki materialne itp…, a jak często o świętość rodziny? Odpowiedz sobie na pytanie, czy św. Józef i Matka Boża znali odpowiedzi na wszystkie pytania? Zwróć uwagę szczególnie na ich niezwykły przykład, a nie na wiedzę.

Artykuł

Często słyszymy, że rodziny chrześcijańskie powinny naśladować Świętą Rodzinę. Ale czy nie należałoby przy tym zapytać, co konkretnie mają naśladować? Bo przecież nie wszystko.

„A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono” (Łk 2, 33).

„Każda rodzina, także w swojej słabości, może stać się światłem w mroku świata” (Amoris laetitia, 66).

Często słyszymy, że rodziny chrześcijańskie powinny naśladować Świętą Rodzinę. Ale czy nie należałoby przy tym zapytać, co konkretnie mają naśladować? Bo przecież nie wszystko. Wbrew pozorom Święta Rodzina nie jest taka sama jak wszystkie inne i nie sposób jej odwzorować jak formę odciśniętą w betonie. Między rodzinami chrześcijańskimi a rodziną Jezusa są podobieństwa, ale i niepodobieństwa.

Spójrzmy na niektóre różnice. Jezus był naturalnym dzieckiem, ale jedynie Maryi. Dla Józefa był synem adoptowanym. Maryja nie współżyła z Józefem i pozostała Dziewicą, nie dlatego, że współżycie seksualne było złe, ale ze względu na wyjątkową tożsamość dziecka, które poczęła. Jezus był Synem Boga. Czy tak wyglądają chrześcijańskie rodziny? Czy mają objawienia aniołów, którzy mówią im, co należy zrobić?

Ponadto, zarówno Jezus jak i Jego Matka byli bezgrzeszni. Co prawda nie zwolniło ich to od trudów i ograniczeń człowieczeństwa, ale w wielu aspektach oszczędziło im niepotrzebnego cierpienia i błędów, zwłaszcza zadanego przez własny grzech. Czy nasze rodziny zawsze tryskają blaskiem niewinności, światłem rozlewającym się na cały dzień? Czy wszystko w nich układa się jak w bajce? Wiemy, że nie. Każda rodzina ma swoje blaski, cienie i sekrety. Wszyscy dotknięci jesteśmy panowaniem ciemności, która jest w nas, a nie tylko poza nami. Święta Rodzina zmagała się z ciemnością, która działała na nich od zewnątrz. To wielka różnica.

Jezus zaskakiwał Maryję i Józefa od samego początku, właściwie jeszcze zanim się narodził. Chyba trudno spotkać rodziców, którzy dowiedzieliby się tyle o misji i tożsamości ich dziecka przed jego poczęciem i w trakcie niemowlęctwa. Z tych powodów płynne przechodzenie nad tymi różnicami do porządku dziennego, umilone kaznodziejsko-jasełkowym „szczebiotaniem” jest chyba nie na miejscu. Może co najwyżej wzbudzić wrażenie, że zdarzają się na tym świecie dziwy, które są intrygujące, lecz pozostają poza biegiem życia śmiertelników. Czasem romantyzujemy Świętą Rodzinę, aby nie wytrącała nas ze spokoju, żebyśmy nie musieli zmierzyć się z tajemnicą i Bożą ingerencją w naszym życiu.

W czym więc Święta Rodzina jest dla nas przykładem? Nie w tym, co nas od niej odróżnia, ale co ją z nami łączy. Pomijam takie rzeczy jak zwykłe codzienne obowiązki, gotowanie, pranie, przebieranie dziecka, uczenie języka i podstaw kultury. Są jeszcze inne punkty styczne. W każdej rodzinie jest miejsce na nieporozumienie, zdziwienie, zakwestionowanie, ból serca, szukanie, nieustanne poznawanie, rozczarowanie. W tych doświadczeniach Jezus, Maryja i Józef nie odbiegają zbyt daleko od ogólnoludzkiej normy.

Niewiele znajdziemy w Ewangelii o relacji małżeńskiej między Józefem i Maryją. Więcej o ich relacji do dziecka. Św. Łukasz, pisze, że „Jego ojciec i Matka” przyszli do świątyni. To paradoks, bo oboje są „Jego rodzicami” i równocześnie z wolna odkrywają, że Jezus nie jest ich, że jest inny. W ich prostej rodzinie rozgrywa się coś więcej niż tylko życie rodzinne. Rodzina Jezusa jest dobrą analogią dla relacji między łaską Boga a wolnością człowieka. Bóg ingeruje tam, gdzie człowiek doświadcza granic, ale zostawia pole do działania tam, gdzie człowiek z Jego łaski może uczynić to, co do niego należy. Jezus przerasta swoich rodziców, podobnie jak łaska Boga przerasta każdego z nas.

Ewangelia nie wnika za bardzo w to, w jaki sposób Józef i Maryja radzili sobie z problemami wychowawczymi, a mieli je na pewno. Podobnie Pismo święte nie serwuje nam szczegółowych rozwiązań w wielu innych dziedzinach. Jedno możemy śmiało stwierdzić: objawienie i wiara nie odbierają człowiekowi rozumu, wyobraźni, pamięci, lecz na nich bazują. Biblia patrzy na rodziców Jezusa przez pryzmat ich Syna.

Józef i Maryja przedstawiają Go Panu w świątyni i słyszą o przyszłości ich Syna. A przecież Jezus ma zaledwie kilka tygodni. Jeszcze nie mówi, nie przejawia żadnych szczególnych zdolności. Wszystko jeszcze pozostaje w uśpieniu. Jezus wygląda jak każde niemowlę: błogo.

Ta wiedza, która jest im stopniowo odsłaniana, zaskakuje ich. Oboje nagle znaleźli się w centrum tajemnicy. Inni wiedzą o ich dziecku więcej niż oni sami. Ciekawe, że to „nowe” objawienie dociera do Józefa i Maryi już nie od aniołów, lecz przez ludzi. Po narodzeniu razem z innymi „dziwili się temu, co im pasterze opowiadali”. Teraz, w świątyni, następuje kolejny akt poznania Syna. Wtedy „narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan” (Łk 2, 11) – Jezus najpierw dla Izraela. Teraz Symeon mówi, że jest to „Światło na oświecenie pogan” i zbawienie „dla wszystkich narodów”. A więc nie tylko dla Izraela. Najpierw, że tylko dla nas, a potem, że właściwie dla wszystkich, dla obcych, bo swoi… Go odrzucą. Zresztą, sami Rodzice dość wcześnie tego doświadczą i będą musieli uciekać do Egiptu – nieprzypadkowo tam, do miejsca niewoli Izraela. Dlaczego się dziwią?

Dziwią się nie dlatego, że Symeon mówi po chińsku, a oni nie rozumieją, ponieważ nie mają pod ręką słownika albo tłumacza obok siebie. Dziwią się, bo te słowa są trudne do pojęcia i przyjęcia. Zdziwienie wskazuje na kontrast. Świadczy o tym, że jakieś nowe doświadczenie podważa lub poszerza dotychczasowe doświadczenie. To nic dziwnego, jeżeli założymy, że człowiek powołany jest do rozwoju, do stopniowego przekraczania siebie. Ale przecież to tylko małe dziecko? Jak tu pogodzić taką prostotę, ubóstwo, zwykłość z kimś, kto ma być Zbawcą ludzkości?

To nie rodzice, lecz ich dziecko, i to już niemal od swego poczęcia, zaczyna wychowywać rodziców, zaskakiwać ich, zmuszać do myślenia, do prawdziwego nawrócenia – nie moralnego, ale do zmiany wyobrażeń o Bogu. Za szybko nawrócenie utożsamiamy z moralnością i odwróceniem od grzechu. Małe dziecię uczy intensywnie swoich rodziców tego, kim rzeczywiście jest Bóg. Ono samo jeszcze nie mówi. Jest na razie znakiem. To inni mówią o Nim. Józef i Maryja muszą nauczyć się spoglądać na ich dziecko oczami innych, nie swoimi. Albo raczej dostosować swoje patrzenie do tego, co widzą i słyszą. Na tym polega kroczenie drogą wiary. Bóg nas często zaskakuje. Możemy Go przyjąć lub odrzucić.

Podobnie i rodzice często dziwią się, patrząc, co wyrasta z ich dzieci. Bywają zaskoczeni, że dzieci je w czymś przerastają albo smucą się, że zawiodły ich oczekiwania, nie poszły właściwą drogą, niekoniecznie złą. Żadnej rodzinie nie są oszczędzone te niespodzianki. Nawet tej najświętszej. Józef i Maryja pokazują, jak sobie z tym cierpliwie i twórczo radzić.

Dariusz Piórkowski SJ

ŹRÓDŁO: https://deon.pl/wiara/komentarze-do-ewangelii/swieta-rodzina-nieprzeslodzona,463052




LEKCJA 2: Wspólnota w służbie człowieka

Skonfrontuj się z wypowiedzią o. Ashenafi. Może się ona wydawać trochę śmieszna. Zwróć uwagę na rolę pełnione w jego rodzinie. Zwróć uwagę na to, czy rodzina przed sobą coś ukrywa? Czy jest otwarta, czy zamknięta na siebie?

Zobacz jaką rolę pełnili w życiu człowieka dziadkowie.

Przeczytaj fragmenty artykułów z Gazeta Prawnej

Katastrofa samotności. Współczesny świat nie sprzyja budowaniu relacji

Osamotnienie niszczy psychikę dzieci, wpędza nas w choroby, trawi więzi społeczne i rozwala demokrację. Samotność wyzwala w nas cierpienie, ponieważ nigdy nie była dla ludzi stanem naturalnym.

Nie mieliśmy możliwości, by poznać życie bez iPadów i iPhone’ów. Myślę, że lubimy nasze telefony bardziej niż prawdziwych ludzi – wyznaje Athena, trzynastoletnia Amerykanka, która większość wolnego czasu spędza, przeglądając w smartfonie wpisy w mediach społecznościowych. Od rozmowy z nią Jean M. Twenge, psycholożka z uniwersytetu w San Diego, zaczyna swą najnowszą książkę „iGen” (2017), opatrzoną nader rozwlekłym podtytułem, który można tłumaczyć tak: „Dlaczego dzisiejsze superpołączone dzieci stają się mniej buntownicze, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe – i zupełnie nieprzygotowane na dorosłość – i co to oznacza dla nas”.

Twenge zaczęła dostrzegać gwałtowne zmiany w zachowaniach amerykańskich nastolatków już w 2012 r., gdy smartfony miała połowa z nich. Dziś takie urządzenie nosi w kieszeni trzech na czterech młodych ludzi, a ilość czasu, który ze sobą spędzają, jest 40 proc. mniejsza niż w 2000 r. Tylko 56 proc. nastolatków w wieku licealnym umawia się na randki (w połowie lat 90. było to 86 proc.), rzadziej też uprawiają seks i mniej śpią.

Podobnie musi być także u nas, skoro według raportu „Nastolatki 3.0” z 2016 r. przygotowanego przez Naukową Akademicką Sieć Komputerową niemal 94 proc. młodych Polaków codziennie wielokrotnie korzysta w domu z internetu, co w prawie 80 proc. przypadków służy aktywności na portalach społecznościowych. Prawie każdy nastolatek (ok. 95 proc.) ma konto na jakimś portalu społecznościowym, a co trzeci pozostaje online zawsze i wszędzie.

Nie mieliśmy możliwości, by poznać życie bez iPadów i iPhone’ów. Myślę, że lubimy nasze telefony bardziej niż prawdziwych ludzi – wyznaje Athena, trzynastoletnia Amerykanka, która większość wolnego czasu spędza, przeglądając w smartfonie wpisy w mediach społecznościowych. Od rozmowy z nią Jean M. Twenge, psycholożka z uniwersytetu w San Diego, zaczyna swą najnowszą książkę „iGen” (2017), opatrzoną nader rozwlekłym podtytułem, który można tłumaczyć tak: „Dlaczego dzisiejsze superpołączone dzieci stają się mniej buntownicze, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe – i zupełnie nieprzygotowane na dorosłość – i co to oznacza dla nas”.Reklama

Twenge zaczęła dostrzegać gwałtowne zmiany w zachowaniach amerykańskich nastolatków już w 2012 r., gdy smartfony miała połowa z nich. Dziś takie urządzenie nosi w kieszeni trzech na czterech młodych ludzi, a ilość czasu, który ze sobą spędzają, jest 40 proc. mniejsza niż w 2000 r. Tylko 56 proc. nastolatków w wieku licealnym umawia się na randki (w połowie lat 90. było to 86 proc.), rzadziej też uprawiają seks i mniej śpią.

Podobnie musi być także u nas, skoro według raportu „Nastolatki 3.0” z 2016 r. przygotowanego przez Naukową Akademicką Sieć Komputerową niemal 94 proc. młodych Polaków codziennie wielokrotnie korzysta w domu z internetu, co w prawie 80 proc. przypadków służy aktywności na portalach społecznościowych. Prawie każdy nastolatek (ok. 95 proc.) ma konto na jakimś portalu społecznościowym, a co trzeci pozostaje online zawsze i wszędzie.

Wśród amerykańskich trzynastolatków intensywnie korzystających z mediów społecznościowych poziom samotności i depresji jest o 27 proc. wyższy niż u reszty ich rówieśników. Te nastolatki, które spędzają przy smartfonach powyżej trzech godzin dziennie, są o 35 proc. bardziej skłonne do samobójstwa.

Fałszywa obietnica

Co sprawia, że – zwłaszcza w młodym wieku – aż tyle czasu poświęcamy medium, które nas wyniszcza? Prawdziwa potrzeba i fałszywa obietnica. Przed wejściem w dorosłość wierzymy, że nasze znajomości i przyjaźnie tworzą system bezpieczeństwa, wsparcia i ochrony przed samotnością. Dopiero później odkrywamy, że ta sieć więzi zredukowała się do rodziny, paru przyjaciół i garstki znajomych. Dziś media społecznościowe dają nam obietnicę nieograniczonego poszerzania tej bezpiecznej strefy. Obietnicę fałszywą, bo jak ustalił Robin Dunbar z Oxfordu, maksymalna liczba osób, które możesz zidentyfikować, kojarząc ich twarze z imionami czy nazwiskami, wynosi ok. 1,5 tys. Bliższych znajomych masz dziesięciokrotnie mniej, natomiast liczba tych, których uznajesz za swoje towarzystwo, czyli osoby godne np. zaproszenia na imprezę, wynosi średnio 50. Grono przyjaciół, na których współczucie możesz liczyć i z którymi zechcesz podzielić się większością swoich spraw, zwykle nie przekracza 15 osób, podczas gdy twoja podstawowa grupa wsparcia, zwykle złożona z członków rodziny i najbliższych powierników, ogranicza się do około pięciu.

To maksymalny kapitał wsparcia i przyjaźni dostępny dla każdego z nas. Media społecznościowe wcale nie ułatwiają jego budowania. Owszem, dzięki nim z łatwością można obserwować powierzchnię życia 150 czy nawet 200 znajomych. Czyniąc to, zaniedbujemy jednak bezpośrednie, głębsze relacje z tymi, którzy naprawdę mogą nas chronić przed samotnością.

Algorytmy karmią się naszym roztargnieniem. Rozproszony umysł nieustannie poszukuje stymulacji, a tę zapewniają mu programy komputerowe. Dla ludzi, zwłaszcza młodych, ta pozorna symbioza jest bardzo kosztowna. W okresie dojrzewania rozwija się bowiem nasza kora przedczołowa – część mózgu, w której formują się nawyki określające resztę życia. Dlatego nieustanne pobudzenie, uczucie depresji i samotności, zasiane w nastolatkach przez cyfrowe gadżety, będą obecne także w późniejszym wieku. Za sprawą mediów społecznościowych na naszych oczach dorasta pierwsza generacja ludzi, którzy nigdy nie uwolnią się od samotności.

Problem nie ogranicza się jednak do nastolatków, choć to ich psychika i ich emocje cierpią najbardziej. W mniejszym czy większym stopniu wszyscy jesteśmy zarażeni samotnością. John i Stephanie Cacioppo, małżeństwo neurobiologów społecznych z Uniwersytetu Chicagowskiego, ostrzegali: mamy epidemię samotności.

Media społecznościowe są dla tej epidemii tym, czym w średniowieczu dla dżumy i czarnej ospy były uliczne jatki – rozsadnikami zarazy w gęstej ludzkiej ciżbie. Bo samotność to nie tylko bycie fizycznie odosobnionym. Ona może oznaczać również uczucie, jakbyś był na granicy grupy społecznej, do której centrum chcesz należeć. Użytkownicy Facebooka dobrze wiedzą, w czym rzecz.

Smutna litania nieszczęść

Samotność wyzwala w nas cierpienie, ponieważ nigdy nie była dla ludzi stanem naturalnym. Człowiek stał się potężny dzięki temu, że nauczył się współpracy, zaś jego mózg wydoskonalił te funkcje, które w społecznych interakcjach dają mu wsparcie.

„Pozbawieni wzajemnej pomocy i ochrony, jesteśmy bardziej skłonni do koncentrowania się na własnych interesach i dobrobycie, przez co stajemy się bardziej skoncentrowani na sobie” – zaznaczał zmarły przed kilkoma tygodniami John Cacioppo, komentując wyniki badań z 2017 r., w których wraz z Margaret Blake dowiódł istnienia tzw. pozytywnej pętli sprzężenia zwrotnego między samotnością a egocentryzmem. W uproszczeniu, jej działanie polega na tym, że odczuwając samotność, bardziej skupiasz się na sobie, co z kolei twoją samotność pogłębia.

Samotność wpływa na naszą biologię już na poziomie komórkowym, więc nawet najlepszy trening motywacyjny i pozytywne myślenie niewiele pomogą, gdy wokół ciebie zieje pustka. W 2015 r. podczas eksperymentu na myszach uczeni z amerykańskiego MIT i Imperial College w Londynie ustalili, że produkcja dopaminy, substancji nazywanej „przekaźnikiem przyjemności”, w mózgach zwierząt, które przebywały w grupie, jest stabilna. Jednak u myszy skazanych na izolację jej poziom gwałtownie spadł – równie gwałtownie rosnąc, gdy tylko zwierzęta znowu znalazły się wśród swoich.

Zaraza samotności niszczy nie tylko związki i emocje. Demoluje nas także fizycznie. Po analizie wniosków z ponad 70 badań naukowych Julianne Holt-Lunstad doszła do wniosku, że samotność zwiększa śmiertelność w takim samym tempie jak otyłość czy wypalanie 15 papierosów dziennie. Prawdopodobieństwo, że będąc samotnym, dostaniesz ataku serca, rośnie o 29 proc., a zagrożenie udarem o 32 proc. – to już wniosek Nicole Valtorty z Uniwersytetu Newcastle.

https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1114557,wspolczesny-swiat-nie-sprzyja-budowaniu-relacji.html

LEKCJA 1: Domowe Sanktuarium Kościoła

Przeczytaj poniższy artykuł i streść tak aby streszczenie zawierało każdy akapit. Streszczenie powinno mieć co najmniej 60 słów. Napisz je ręcznie. zrób zdjęcie i wyślij na adres mailowy skalna@tarsycjusz.pl – podpisz się imię nazwisko klasa na kartce(to ma być na zdjęciu)

Domowe sanktuarium
Przeżywanie religijne uroczystości w rodzinie – ale jak?
Ks. Ryszard Słowiak


Rodzina chrześcijańska włączona w sposób szczególny we wspólnotę Kościoła jest wezwana do głoszenia Słowa Bożego, świadectwa wiary i posługi miłości. Kościół ma się realizować w rodzinie nie tylko wtedy, gdy uczestniczy ona w liturgii sakramentalnej, ale także w domu i poza nim. Owa idea rodziny jako domowego Kościoła została wydobyta i mocno zaakcentowana w dokumentach Soboru Watykańskiego II i w nauczaniu ostatnich papieży, a zwłaszcza Jana Pawła II. W rodzinie kształtuje się wiara jej członków i przekazywane są wartości moralne i kulturalne. Rok liturgiczny bądź przyjmowanie sakramentów świętych czy świętowanie uroczystości rodzinnych są dobrą okazją do tworzenia domowego Kościoła. Obserwuje się jednak duże zaniedbanie i nieumiejętność świętowania tych okazji w rodzinie, co jest przyczyną wielkiej laicyzacji, jak również braku wiary i odpowiednich wzorów.

Rodzina domowym Kościołem

Pod koniec IV wieku Św. Jan Chryzostom w jednej z homilii wyjaśniając tekst Dziejów Apostolskich tak mówi o domowym Kościele – o domu chrześcijańskim: I nocą nawet… wstawaj, klękaj i módl się… Trzeba, aby twój dom był stale domem modlitwy, kościołem.

W dobie współczesnej, gdy rodzina przeżywa poważny kryzys, Kościół odkrywa jej eklezjalny charakter. Rodzina chrześcijańska jest „Małym Kościołem”, tworzy „domowe sanktuarium”, stanowi najmniejszą i podstawową, i niczym nie zastąpioną strukturę kościelną. Rodzina jest miejscem przeżywania owych uroczystości. W niej w sposób naturalny rozwija się człowiek; kształtuje swoje życie. Dużą i znaczącą rolę mają rodzice, którzy winni być kapłanami domowego ogniska. Rodzice chrześcijańscy skupiają w sobie zarówno władzę wrodzoną jak i chrześcijańską odpowiedzialność. Współpracując z Bogiem mają wychowywać swoje dzieci na uczniów Chrystusa a tym samym budować Kościół. Skoro dom rodzinny ma być małym Kościołem to zadaniem rodziców ma być sprawowanie czegoś w rodzaju liturgii domowej. Będzie ona obejmowała modlitwę w rodzinie, spotkania rodzinne, łączność życia rodzinnego z życiem Kościoła zarówno powszechnego, jak i lokalnego.

Rodzina miejscem sprawowania liturgii domowej

Liturgia wyraża się przez słowa i znaki. Przez znak rozumiemy jakąś rzecz dostrzeganą przez zmysły, która zostaje poznana, kierującą naszą myśl ku innej, niewidzialnej rzeczywistości. Wszystkie znaki służą do nawiązania kontaktu między człowiekiem a światem nadprzyrodzonym, aby łatwiej mogło się dokonać spotkanie między człowiekiem a Bogiem. Liturgia domowa również ma swój język znaków, w którym proste symbole odgrywają ważną rolę. Jako przykład można tutaj podać znaczenie krzyżem chleba i uczenie szacunku dla niego, gdyż on jest owocem pracy rąk ludzkich i darem Bożym. W dobrej rodzinie doświadczyć można tego, że posiłek to nie tylko zaspokojenie głodu, ale przeżycie wspólnoty stołu, miłości, troski wzajemnej. Bardzo pięknie ukazuje nam tę prawdę stół wigilijny, mający również swoje odniesienie do stołu eucharystycznego. Liturgia rodzinna włącza uwielbienie Boga i uświęca całe życie rodziny, wszystkie jej dzieła, nawet szarą codzienność. W liturgii rodzinnej ważne miejsce zajmuje modlitwa wspólnotowa praktykowana w różnej formie i z różnych okazji, oraz błogosławieństwo dzieci i całej rodziny. Ważnym elementem tej liturgii będzie czytanie i rozważanie tekstów Pisma Świętego, które będą stanowiły właściwą bazę dla ducha modlitwy. Różne zwyczaje pielęgnowane w naszych domach, składające się na liturgię Kościoła domowego, jak również te, które adaptujemy do naszego życia, powinny w sposób naturalny przypominać nam obecność Boga wśród nas, dopomóc przeżyć tę obecność i wzmocnić więź rodzinną.

Kształtowanie uroczystości rodzinnych

Laicyzacja, jakiej zostało poddane nasze społeczeństwo nie oszczędziła polskiej rodziny. Przemiany społeczne, konieczność pracy dodatkowej, konsumpcyjne spędzanie wolnego czasu oraz wiele innych czynników spowodowały zatarcie zadań rodziny, która winna wychowywać, pielęgnować tradycje chrześcijańskie, kultywować chrześcijański sens świętowania uroczystości w rodzinie. Trzeba, więc dążyć do wytworzenia jakiejś więzi między uroczystościami w kościele i w domu, aby treści, z którymi spotyka się rodzina we wspólnocie parafialnej, miały swoje odbicie we wspólnocie rodzinnej. Należałoby, więc zacząć od podkreślenia znaczenia wieczoru wigilijnego, o jego iście religijnym sensie. Propozycje w przygotowaniu tej uroczystości rodzinnej z okazji Świąt Bożego Narodzenia znajdziemy w Rytuale Rodzinnym, jak i w czasopismach religijnych oraz w broszurach dostępnych w księgarniach katolickich. Należałoby też wyeksponować wspólną modlitwę w rodzinie, zwłaszcza wieczorną czy przed posiłkiem. Trzeba zwrócić uwagę na niedzielę jako Dzień Pański, w którym człowiek w sposób szczególny ma się spotkać z Bogiem i bliźnim. Osobne miejsce stanowią uroczystości związane z przyjmowaniem sakramentów świętych przez poszczególnych członków rodziny. Dużą rolę może tu odegrać dzisiaj katecheza mająca swoje miejsce w szkole, jednakże podstawę stanowi świadomość rodziców o odpowiedzialności za kształtowanie postaw i wychowanie swoich dzieci oraz podjęcie trudu realizacji zobowiązań przyjętych na chrzcie świętym swoich dzieci.Ks. Ryszard Słowiak

ŹRÓDŁO: http://www.nowezycie.archidiecezja.wroc.pl/stara_strona/numery/042001/02.html